Tuesday, December 22, 2009

Zyczenia i prezenty / Auguri e regali

Nie wiem zupelnie kiedy i jak minal ostani czas, moj kalendarz byl wypelniony po brzegi. Teraz jednak jest czas odpoczynku. U Mamy i Taty. W moim domu nie ma swiatecznej goraczki, nie ma wielkiego pucowania domu, nie ma ogromnych zakupow, nie ma wielkiego gotowania. Bo wazniejszy jest spacer, gilgotki i wspolnie spedzony czas (jesli zobaczycie kogos kto gra w berka we wroclawskim rynku to na pewno my!;)
Dla mnie swieta to obrazy, ktore zapisuje sobie w glowie na lata, a ze pamiec plata figle cierpie bardzo. Chcialabym zapisac je na zdjeciu ale nie umiem, zamiast ustawiac aparat wole chlonac kazde sekunde moimi oczami. Z tych ostatnich to moj Tata, ktory gotuje kapuste w wielkim garze uzbrojony w narciarskie buty (nowe, trzeba rozchodzic ;); Hania, ktora szepcze mi na ucho, ze nie wie jak to jest z tym Swietym Mikolajem (ma pewne podejrzenia, bo widziala u rodzicow w biurze papier do pakowania prezentow taki sam jak byl zeszlym roku); Mama moja ukochana, ktora tak poprawia ubrana juz choinke, ze wszystkie swiatelka nagle gasna, na zawsze... :)

Dlatego chcialabym zyczyc Wam, by te swieta byly cieple i rodzinne, pelne odpoczynku i milych slow i pelne tych 'obrazow', ktore bedzie nosic w sobie na zawsze:)


A gdyby Mikolaj przyniosl Wam rozgi to mam cos na pocieszenie;). Pomysl (a raczej zyczenie) wyszedl od mojej przyjaciolki, ktora zazadala sobie na swieta kalendarza ze zdjeciami i z przepisami z bloga. Bylam sceptycznie nastawiona do pomyslu, ale troche pobawilam i oto efekt. Takie kalendarze dostana wszyscy moi najblizsi, a ze blogowi czytelnicy tez sa mi bliscy dlatego postanowilam dac tez go na blog, dla Was.



Jeszcze pare slow o samym kalendarzu. Znalazly sie w nim przepisy i takie co bardzo czesto pojawiaja sie na naszym stole, oraz te wyprobowane w tym roku, ktore wyjatkowo zdobyly moje/nasze podniebienia. Wybor ten wiec jest bardzo subiektywny. Gdyby ktos byl zainteresowany sciagnieciem to mniejsza wersja jest idealna do wydrukowania w formacie A4 na domowej drukarce. Gdy rozwiaze problem wielkosci dokumentu, dodana zostanie tez wersja wieksza, idealna do formatu A3 (ja drukowalam na grubym papierze 150m/g). Dziekuje Polu za wsparcie i pomoc w dodaniu kalendarza na blog w formacie pdf:*

Kalendarz 2010 mozna sciagnac TUTAJ

I jeszcze maly konkurs. Wsrod osob, ktore zostawia komentarz pod tym postem (do 10 stycznia), zostanie rozlosowanych 5 kalendarzy w formacie A3.

Wesolych Swiat!!!

---------------------

I preparativi per la Viglia di Natale procedono a pieno regime. Sì, perché noi festeggiamo la sera del 24. Ci sediamo a tavola quando appare la prima stella (si fa per dire... ;-), in tavola sono pronte 12 portate di magro e la cena inizia con lo spezzare l'ostia benedetta facendosi gli auguri. Dopo cena... regali!!!

Ma un regalino a voi lo faccio già ora... :) A richiesta di una mia cara amica, ho preparato un calendario 2010, e ho deciso che lo riceveranno tutti i miei amici. E lo siete anche voi :) Il calendario si scarica QUI.

In più, tra tutti coloro che entro il 10 gennaio lasceranno un commento sotto questo post, saranno estratte 5 persone che riceveranno a casa il calendario in formato A3, stampato su carta buona.

Vi voglio fare gli Auguri di un Natale davvero speciale, pieno di persone care, bellissime parole, e 'immagini' che porterete nel vostro cuore per tutta la vita... Buon Natale!!!

Thursday, December 17, 2009

Cheesecakebrownie i (wiecej niz) pare slow...



W ostatnich dniach w kazdej wolnej chwili siadam przy komputerze by skrobnac kilka slow. notes windowsa zapelnia sie szybko, ale zawsze pod koniec, gdy przeczytam co napisalam wciskam magiczny przyciski 'backspace' i wpatruje sie jak miarowo znikaja slowa, ktore tak pieczolowicie pisalam. Bez zalu. Jest to po prostu znak, ze znow sie zagalopowalam i zamiast o jedzeniu pisze referaty o sobie, a przeciez nie ja jestem tematem tego bloga... ;) Pisze to zeby sie przed Wami wytlumaczyc, bo choc bardzo nie lubie znikac bez slowa to jednak zdaza mi sie to nagminnie. Teraz juz wiecie dlaczego :)

Teraz gdy emocje ostanich tygodni, a przede wszystkim ostatnich dni powoli opadaja, mam nadzieje znow napisac cos 'na temat'. Przygotowalam sobie duzy dzbanek goracej, zielonej herbaty z syropem aroniowym (nawet jak nie zadziala, to jest pyszny!). Usunelam w koncu te biedne figi z naglowka i zainspirowana biela, ktora otacza w tym momencie Wroclaw, snieg pada teraz troszke i u mnie :) Dzielnie walcze z moim technicznym zacofaniem i powoli (z wielkim opoznieniem, a jakze!) koncze przygotowywac swiateczna niespodzianke dla moich przyjaciol i dla Was.No i nie wiem od czego zaczac. Bo znow pisze nie na temat ;)

Przede wszystkim chcialam serdecznie podziekowac Isadorze, Krzysztofowi, Lu i Asi za wyroznienie. To jedna z tych malych rzeczy, co potrafia sprawic, ze nawet w ciezkim dniu pojawia sie usmiech na buzi. Bardzo to mile i bardzo bym chciala sprawic tyle samo radosci innym blogowiczom, ale jak to zwykle bywa wskazanie 10 przerasta moje mozliwosci. Przez ten czas gdy nie pisalam, myslalam czesto kogo moglabym wymienic, ale jak zawsze mam wrazenie, ze ktos bedzie czul sie skrzywdzony. Chcialam pokazac blogi niekulinarne, albo po prostu nie stricte kulinarne, ale mam bardzo brzydka przypadlosc, ze zawsze odkladam wszystko na pozniej, a jest to niedobre polaczenie z moim zapominalstwem. Najlepszym tego przykladem jest moja lista ulubionych blogow: mam nadzieje, ze nikt sie na to nie nabral! ja lubie duzo wiecej blogow :). (Co do mojego zapominalstwa to tak wtrace mimochodem: Tilli!!! Ja pamietam caly czas!!!Wybacz!)

Dodatkowo Pola mi pokazala taka mala niespodzianke. Moj blog zostal ostatnio wyrozniony w artykule, gdzie znajduje sie w doborowym towarzystwie i jest mi z tego powodu oczywiscie ogromnie milo. Zastanawialam sie czy ma sens udzial brac w tym konkursie, bo ja sie malo nadaje do takich rzeczy, ale uzyto wobec mnie takich argumentow, ze pewnie predzej czy pozniej sie dopisze. Ale od razu mowie, ze jesli jakims dziwnym zbiegiem okolicznosci trafi do mnie komputer to bedzie rozlosowany wsrod czytelnikow.

Juz wracam do tematu i tak calkiem w temacie musze sie pozalic, ze nie umiem robic zakupow w Polsce (dokladnie we Wroclawiu). Cukru waniliowego (nie mylic z wanilinowym, czytajcie dokladnie etykietki!) szukalam przez tydzien. Maki chlebowej nie dostalam do tej pory (a to juz 3 tygodnie ciaglego wypytywania sie). A o maizenie nawet nikt nie slyszal. A wanilia i maizena byly mi potrzebne do ciasta, ktore upieklam na urodziny mojego brata. Z samym ciastem tez mialam problemy, ale to jeszcze bylo we Wloszech. Robilam je kilkakrotnie i choc zawsze wychodzi bardzo smaczne, to jednak nie bylo to. Ale sie uparlam i postawnoilam robic do skutku, bo przyznam, ze procz smaku (ktory jest pewniakiem przeciez, bo czymoze byc cos lepszego niz brownies i sernik razem?) interesowal mnie bardzo aspekt wizualny tego ciasta. Bardzo wazne okazalo sie, by masy byly odpowiedniej konsystencji i najwazniejszy moment dekoracji nie zakonczyl sie a: opadnieciem masy serowej na dno, b. brakiem mozliwosc malowania bohomazow (gdy masy sa za geste) c. nie upieczeniem sie ciasta (tez pyszne ale trudne do jedzenia) d. cakowitym wchlonieciem masy serowej przez czekoladowa (zeby nie uslyszec :'Kochanie, ale jestes pewna, ze dodalas mase sernikowa?')
Wiec dopeiro za szostym razem, ale doszlam do perfekcji moim zdaniem i oto jej rezultaty. Wrocilam do mojego ulubionego przepisu na brownie, mase serowa przygotowalam tak jak do sernika krakowskiego (tylko bez masla) i jedyny blad jaki popelnilam, to ze zrobilam go tak malo ;)

Tak dodam jeszcze, ze My best food nie stal sie nagle blogiem o slodkosciach;) Tak po prostu ostatnio wychodzi...




Cheesecakebrownie czyli inaczej ciasto czekoladowosernikowe ;)

masa czekoladowa:
- 5 jajek
- 100g cukru trzcinowego (najlepiej pudru, ja miele w mlynku do kawy)
- 200g masla
- 250g czekolady
- 120g maki

Czekolade i maslo rozpuscic w kapieli wodnej i przestudzic. Jajka ubic z cukrem, dodac rozpuszczone czekolade i maslo i zmiksowac. Na koniec dodac
przesiana make, wymieszac i przelac do foremki wylozonej papierem do pieczenia.

masa serowa:
- 500g sera twarogowego zmielonego (albo 300g philadelphii i 200g ricotty)
- 2 zoltka
- lyzka ekstraktu z wanilii
- 4 lyzki cukru pudru
- 2 lyzki maizeny (lub skrobi ziemniaczanej)

Wszystkie skladniki krotko zmiksowac. Mase serowo wylozyc na mase czekoladowa. Najlepiej w postaci kleksow. Wtedy trzonkiem drewnianej lyzki , polaczyc delikatnie obie masy. Piec przez ok. 25-30 minut w temperaturze 180 stopni. Schlodzic przez noc w lodowce.

----------------------------------

Finalmente ho il tempo di sedermi con calma e scrivere qualcosa. Da tre settimane sono a casa in Polonia, e anche se speravamo tanto in una bella vacanza tranquilla, come sempre le cose non vanno come si vuole. Ma non mi lamento perche comunque va benissimo (tranne che invece degli amici vedo ogni giorno la farmacista ;). Da tre giorni nevica in continuo, fuori è tutto bianco (finalmente...) ed è molto freddo. L'atmosfera di natale si sente dappertutto, anche nei minimi gesti. La lista della spesa, le decorazioni di casa, l'elenco dei regali... Per nostra fortuna a questi ultimi abbiamo già pensato, ma siccome 'ci piace' fare tutto all'ultimo minuto probabilmente li impacchetteremo il 24 mattina, oppure direttamente prima della cena della Vigilia :) Con il buon proposito di organizzarsi meglio l'anno prossimo.... ;)
In tutto questo tempo il cheesecakebrownie è l'unica cosa che sono riuscita a cucinare. La torta che sogno da tanto. In verità, l'avevo già provata qualche volta, ed era buona, però sia nella presentazione sia nella consistenza c'era tanto da ridire. Ma ora, dopo l'ennesima correzione, ecco il risultato. Alla fine per il brownies ho usato la ricetta di sempre (che per me è il massimo!), e ho basato il composto di formaggio sulla mia ricetta preferita per il tradizionale Sernik polacco (tipo torta di ricotta). Una vera goduria!

P.S. non so se avete mai provato, ma vi consiglio una volta di infilare nella torta pronta (appena prime di cuocerla) lamponi o amarene snocciolate fresche o surgelate.Non ci sono parole per descrivere il risultato :)


Cheesecakebrownie

composto al cioccolato:
- 5 uova
- 100g di zucchero di canna (meglio se a velo, io mi aiuto col macinacaffè)
- 200g di burro
- 250g di cioccolato
- 120g di farina

Scogliere cioccolato e burro a bagnomaria e raffreddarli un pochino. Sbattere le uova con lo zucchero, aggiungere cioccolato e burro fusi, e alla fine la farina. Versare il tutto nello stampo (24x24cm) ricoperto con carta da forno.

composto al formaggio:
- 300g di philadelphia
- 200g di ricotta
- 2 tuorli
- 1 cucchiaio di estratto di vaniglia
- 4 cucchiai di zucchero al velo
- 2 cucchiai colmi di maizena

Mescolare velocemente questi ingredienti e versare a chiazze sopra il composto di cioccolato. Poi con dorso del cucchiaio fare dei disegni cercando di non andare troppo a fondo. Cuocere a 180 gradi per 25-30 minuti. Raffreddare e mettere per la notte in frigo.

Monday, November 23, 2009

Trufle niespodzianka / Tartufini sorpresa



Juz niedlugo jedziemy do Polski. Jeszcze przystanek w Weronie, by zalatwic ostatnie sprawy w tym roku i cala reszte pracy zabieramy ze soba. Musimy naladowac baterie, a moj dom rodzinny to chyba jedyne miejsce gdzie jest to mozliwe. To dlatego ostatnie dni sa tak wykanczajace. Zawsze w biegu miedzy kupowaniem prezentow, zegnaniem sie i skladniem zyczen rodzine i znajomym. No i szykowaniem walizek, mam nadzieje, ze ostatnich w tym roku...
Juz wszyscy wiedza, ze ze swiatecznymi zyczeniami zawsze daruje cos slodkiego wiec tym razem musialam pozegnac pierniki, a zrobic cos bardzo prostego i oczywiscie bardzo smacznego, a jednoczesnie efektownego. Jedyne co mi przyszlo na mysl to trufelki czekoladowe. Tym sposobem korzystajac z kazdej wolnej chwili wyturlalam okolo 200 trufli. Czynnosc wcale nie taka meczaca, poniewaz pomagalam sobie specjalnym przyrzadem, taka minigalkownica do lodow. A trufle nazwalam niespodzianka, bo zrobilam ich cztery warianty. Dzieki temu, ze wszystkie wygladaly tak samo, obdarowany siegajac do pudelka nigdy nie wie co go czeka :)



Trufle niespodzianka
na ok. 20 trufli

- 100ml smietanki 36%
- 100g czekolady mlecznej
- 50g gorzkiej czekolady 70% kakao
- gorzkie, ciemne kakao (Van Houten)

- orzechy laskowe
- wisnie z zalewy
- 1/4 lyzeczki kardamonu
- 1/2 lyzeczki cynamonu
- 2 lyzki Grand Marnier
- 2 lyzki Amaretto di Saronno

Smietanke zagotowac i wylac na pokrojona czekolade. Mieszac, az ta sie rozpusci i gdy masa bedzie gladka nalezy ja przestudzic, a potem chlodzic w lodowce przez ok. 12 godzin. Nastepnie formowac kulki i kazda dokladnie obtoczyc w kakao. Trufle z orzechami lub wisniami: w srodek kazdej trufli wcisnac orzech laskowy (lub dobrze osuszona wisienke). Trufle z cynamonem lub kardamonem lub Grand Marnier lub Amaretto: dodac przyprawy do goracej jeszcze masy.


Wersja przyprawowa idealnie nadaje sie na korzenny tydzien Ptasi :)

---------------------------------------------------------------------
Tra poco partiamo per Polonia. Dopo un anno così frenetico ne abbiamo proprio bisogno. Anche se comunque di lavoro c'è ne tantissimo speriamo che staccarsi completamente ci darà la possibilità di riprenderci. Questi giorni sono infernali: di corsa fra comprare regali, salutare tutti e fare gli auguri. Ah sì, ci tocca di nuovo fare le valigie... ;)
Ormai si sa che con gli auguri regalo a tutti qualche dolcetto, e quest'anno ho dovuto preparare qualcosa di semplicissimo anche se moooolto buono. Con i tartufini di cioccolata si va sempre a colpo sicuro (certo se non avete un'allergia ai latticini ;). La cosa bella è anche il fatto che è molto semplice variare il loro gusto. Il trucco è farli uguali (io mi aiuto con un attrezzo apposito che non è altro che un cucchiaio per gelato versione mignon ;) e quando si pesca dalla scatolina una pallina profumata in realtà, come nella vita, non si sa mai cosa ti capita. Proprio come nel famoso detto di Forrest Gump ;)


Tartufini sorpresa
per circa 20 tartufini

- 100ml di panna fresca
- 100g di cioccolato al latte
- 50g di cioccolato fondente 70% cacao
- cacao amaro scuro (Van Houten)

- nocciole
- amarene sciroppate
- 1/4 cucchiaino di cardamomo
- 1/2 cucchiaino di cannella
- 2 cucchiai di Grand Marnier
- 2 cucchiai di Amaretto

Portare la panna ad ebollizione e versarla sul cioccolato spezzettato. Mescolare finché il tutto non si amalgama, e quando il composto sarà fluido lasciare a raffredare e poi mettere in frigorifero per circa 12 ore. Poi formare le palline e rigirarle in abbondante cacao amaro. Per i tartufini con le nocciole oppure amarene: infilare una nocciola (oppure una amarena sciroppata ben asciugata) in mezzo al tartufino e poi ricoprire di cacao. Per tartufini con cannella oppure cardamomo oppure Amaretto oppure Grand Marnier: aggiungere le spezie dentro il composto ancora caldo. Poi proseguire a formare le palline e rigirarle nel cacao amaro.

Tuesday, November 17, 2009

Ciasto lub babeczki marchewkowe od Severino / Torta o tortine di carote di Severino



Chorobsko prawie poszlo sobie precz, nadrabiam wiec pracowe zaleglosci i korzystajac z baaardzo nudnego spotkania pokaze Wam cos co juz bylo, ale co warto przypomniec.
Na poczatku pisania bloga pojawil sie przepis na ciasto marchewkowe. Autorem jest Severino Motalli, cukiernik z Teglio, ktory jest prawdziwym mitem w mojej rodzinie. Kiedys bym napisala wloskiej czesci rodziny, ale teraz takze moja bratanica Hania poznala uroki Severino i jego zony i przez cale dwa sierpniowe tygodnie nie chciala jesc sniadania w innym miejscu :) Ja w miedzy czasie z Severino sie zaprzyjaznilam, bylam nawet fotografowac go podczas pracy. Wycalowalam go za to marchewkowe cudo (od Beni tez) no i sprobowalam oryginalu i wiecie co? Ta moja uproszczona wesrsja jest duzo lepsza :) Jedyna tym razem zmiana to olej zamiast masla, zeby mogli je jesc takze ci ze alergia na mleko. Dla nich tez niektore babeczki zostaly polane pomaranczowym lukrem. Obie wersje sa pyszne (choc przyznam, ze ta z kremem serowym dla mnie wciaz jest najlepsza).
Marchewki marcepanowe przywiozlam ze Szwajcarii, maja ich tam duzy wybor :)

Poprzedni wpis znajdziecie tutaj



Ciasto marchewkowe od Severino

- 100g masla lub 75g oleju
- 200g cukru
- 200g mielonych migdalow
- 1 jajko+ 1 zoltko
- 100g maki
- 2 plaskie lyzeczki proszku do pieczenia
- 300g startej na malych oczkach marchwii

Wszystkie skladniki dokladnie zmiksowac w podanej wyzej kolejnosci. Przelac do tortownicy 22cm wysmarowanej maslem i wysypanej platkami migdalowymi albo cukrem i piec w piekarniku nagrzanym do 170 stopni do suchego patyczka.

Lukier z Philadelphii

- 160g serka Philadelphia
- 2 lyzki masla
- cukier puder (tyle by powstala gladka, niezaslodka konsystencja)

Wszystko dokladnie utrzec i rozsmarowac na ciescie. Mozna takze przygotowac lukier wczesniej i schlodzic go w lodowce.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Questi ultimi giorni ero completamente stesa dall'influenza, ma ora piano piano sto recuperando. Per tirarci su ho preparato delle tortine di carote, sulla base della ricetta di Severino Motalli, pasticcere di Teglio, che è un vero mito nella mia famiglia. La torta originale ha un guscio di pasta frolla, sempre preparo senza. Poi non mi immagino la torta di carote senza una glassa di formaggio cremoso. Si sposano così bene... :) Pero se avete amici con intolleranza ai latticini, potete ricoprire i tortini (o la torta) con una glassa all'arancia. Le carotine di marzapane le ho trovate in Svizzera.



Torta di carote di Severino

- 100g di burro o 75g di olio
- 200g di zucchero
- 200g di mandorle macinate
- 1 uovo + 1 tuorlo
- 100g di farina
- 2 cucchiaini rasi di lievito per dolci
- 300g di carote grattugiate finemente

Mescolare tutti gli ingredienti nell'ordine sopra esposto. Versare l'impasto in una tortiera di diametro 22 cm, precedentemnte imburrata e ricoperta di fiocchi di mandorle oppure zucchero. Cuocere al forno riscaldato a 170g finché non è abbastanza asciutta dentro (prova stecchino).

Glassa al formaggio Philadelphia

- 160g di formaggio Philadelphia
- 2 cucchiai di burro
- zucchero a velo, circa 2 cucchiai (ma dipende dal proprio gusto)

Ammorbidire formaggio e burro a temperatura ambiente, poi montare tutto insieme fino ad ottenere una glassa bella spumosa. Prima di spalmare sulla torta si può raffreddare la glassa in frigorifero.

Thursday, November 12, 2009

Crumble owocowo-migdalowy / Crumble di frutta e mandorle



Dzis bardzo, krotki, krociutki post, bo tak naprawde mialo byc o czyms innym. Poczeka... :)
Usmialam sie dzis bardzo jak zobaczylam Crumble Poli, bo wczoraj zrobilam bardzo podobny. Musialam w koncu zuzyc sliwki, ktore trzymam w koszu z jablkami od miesiaca z nadzieja, ze dojrzeja i beda troche slodsze. Niestety bez rezultatu.



Wiec w desperacji pokroilam je na czastki, dodalam kwasne jablko pokrojone w kostke, garsc mrozonych borowek, wszystko skropilam sokiem z pomaranczy, zamieszalam z czubata lyzka cukru waniliowo-cynamonowego i ponakladalam do malych miseczek wysmarowanych maslem. Na gore zrobilam kruszonke z 80 g mielonych migdalow, lyzki trzcinowego cukru. 40g masla i kilku posiekanych migdalow. Zapieklam w temp. 180 stopni przez 20 minut. A potem zajadalismy pokrywajac calosc tonami lodow waniliowych :)



Jednak jesli nie lubicie ekstremalnych wrazen, a macie wyjatkowe kwasne owoce czy sliwki to polecam dodanie rozsadna ilosc cukru (chociaz lody pomagaja na wszytsko:)

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Oggi un post al volo :)

Un mese fa ho comprato delle bellissime susine, pero' erano molto dure e aspre. Allora ho continuato a tenerle con le mele (perche', come si sa, accelerano la maturazione dei loro 'vicini di cestino') ma nulla da fare. Allora ieri, presa dalla disperazione (che si chiama "o faccio qualcosa o le butto") le ho tagliate a spicchi. Ho aggiunto una mela renetta tagliata a cubetti e un pugno di mirtilli surgelati. Poi ho condito la frutta con del succo d'arancia e un cucchiaio di zucchero con vaniglia (non vanillina) e cannella e l'ho divisa in delle piccole coppette ricoperte di burro. Per la copertura ho preparato un crumble con 80g di mandorle macinate, 40g di burro, un cucchiaio di zucchero di canna e qualche mandorla a pezzeti. Ho infornato le coppette per 20 minuti a 180 gradi. Dopo le abbiamo consumate con una tonnellata di gelato alla vaniglia.

Consiglio: se non vi piaciono le esperienze estreme, e la vostra frutta, come la mia, e' molto acida, non temete di aggiungere una quantita' di zucchero ragionevole (anche se il gelato risolve qualsiasi problema ;)

Tuesday, November 10, 2009

Batony bananowo-karmelowe z orzechami / Barrette di banana, caramello e arachidi



Czasem powinnam nie wlaczac skypa. Bo malujac sie na wieczorne wyjscie, chce tylko zobaczyc co u dziewczyn, a konczy sie na tym, ze po powrocie do domu o trzeciej w nocy karmelizuje banany. W sumie to przez dwa lata juz sie do tego przyzwyczailam;)

Historia tych batonow wcale nie jest dluga i zawila, ale ze zjaduje sie w pozycji horyzontalnej kompletnie scieta z nog przez grype, to nie bede sie rozpisywac. Ja juz wczesniej w innej formie wykorzystalam gore, a Tatter na spod pokazala mi swoj ulubiony przepis Delii Smith. Moze Tatter kiedys opowie reszte. Musze jedynie podkreslic dwie rzeczy: za pierwszym razem zrobilam podobne ciasto uzywajac mojego przepisu na krem karmelowy i byl to pelen sukces (oczywscie w tym przypadku pominelam posypanie wszytskiego fleur de sel). Tym razem, uzylam gotowego karmelu z puszki (moje kompulsywne zakupy w Szwajcarii, bo u mnie takich nie ma;) i okazal sie kleska, bo jest zbyt plynny i co zabawne nie scina sie nawet nawet w zamrazarce (wole nie wiedziec co zostalo pominiete na etykiecie). Po drugie zakladajac, ze w kazdej czesci tego ciasta jest cukier uzylam duzo gorzkiego kakao i polalam calosc kuwertura o zawartosci kakao 70%. No i nie bylo prawie zadnej slodyczy co dla mnie jest plusem, ale jesli lubicie slodki smak, to radze uzyc czekolady mlecznej :)

Ten boski spod to zmodyfikowany przepis Delii Smith. Oryginal znajdziecie tutaj. Uzyje go niejednokrotnie do tart, bo jest naprawde wyjatkowy.



Batony bananowo-karmelowe z orzechami

baza:
- 150g miekkiego masla
- 60g brazowego cukru pudru (u mnie niedostepny dlatego sama miele w mlynku do kawy)
- 110g zmielonych orzechow laskowych (ja uzylam bez skorki)
- 60g maki ryzowej
- 110g maki
- 40g kakao, najlepiej Van Houten

nadzienie:
- 4 banany
- lyzka masla
- 2 lyzki brazowego cukru
- krem krowkowy, karmel z puszki, a najlepiej solony krem karmelowy
- orzeszki ziemne obrane i podpieczone
- czekolada gorzka
- fleur de sel (jesli nie uzywacie kremu karmelowego solonego)

Maslo ubic z cukrem pudrem. Nastepnie dodac zmielone orzechy (jesli mielicie sami, to najpierw nalezy je podtostowac na patelni), a na koniec przesiane razem kakao i obie maki. Przygotowac formke do pieczenia: nasmarowac maslem, a nastepnie wylozyc papierem do pieczenia (maslo spowoduje, ze papier nie bedzie sie ruszac, a dzieki papierow bedzie mozna latwo wyjac cale ciasto z foremki). Ciastem wylozyc foremke (ja uzylam 20x26cm). Nie powinna byc duza, bo spod musi byc dosc wysoki. Schlodzic calosc przez ok. 30 minut, a nastepnie piec przez ok. 25 minut w temperaturze 180 stopni. Po upieczeniu, nalezy dac ciastu opodczac ok. 15 minut. W tym czasie na patelni rozpuscic maslo z cukrem, az powstanie lekki karmel, a natepnie dodac banany obrane i przekrojone wzdluz. Gdy nabiora ladnego zlotego koloru ze wszystkich stron, wylozyc je na przygotowany spod. Na to wylac krem krowkowy, karmel z puszki i (powinien byc dosyc gesty), a najlepiej krem karmelowy z mojego przepisu (bo autentycznie sprawdza sie w tym polaczeniu najlepiej). Na to wysypac orzeszki ziemne, calosc obsypac fleur de sel przykryc folia spozywcza i wstawic do lodowki na cala noc.
Nastepnego dnia trzymajac za papier wyjac ciasto z foremki, pokroic je na batony, a nastepnie polac rozpuszczona czekolada. Znika w oka mgnieniu!

Oczywiscie przepis bierze udzial w Orzechowym Tygodniu:)




*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Queste barrette sono il frutto di una voglia incontrollabile di qualcosa di buono. 'Il parto di due menti malate', come lo ha descritto il mio T. a proposito di me e della mia amica Pusia (che ha un bellissimo blog) mentre ideavamo la ricetta su skype ;)

Ci sono due cose da dire: innanzitutto, usate o una crema mou abbastanza densa, oppure preparate la mia crema al caramello salato (che, come promesso, tradurro' a breve). Io questa volta ho usato una crema mou in lattina (frutto di una mia spesa compulsiva in Svizzera, visto che qui non riesco a trovarla), che era troppo liquida, colava dappertutto e che neanche un soggiorno in freezer e' stato in grado di rassodare. Preferisco non sapere quale ingrediente e' stato omesso dall'etichetta di questo prodotto. Potete preparare anche una buonissima crema mou comprando il latte condensato in lattina e facendolo bollire a fuoco basso per tre ore, stando attenti che sia sempre ben coperto d'acqua; spegnete il fuoco, lasciate raffreddare ancora immerso nell'acqua e poi mettetelo in frigo per una notte. Potete prepararne anche di piu', le lattine superstiti si possono conservare in frigo per lungo tempo, pronte a soddisfare voglie improvvise ;)
Inoltre, dato che avevo paura dell'eccesso di zucchero, ho usato per la base tanto cacao molto amaro, e per la copertura un fondente al 70%, il che ha bilanciato il troppo dolce. A me piace cosi', pero' se voi preferite una nota meno amara vi consiglio il cioccolato al latte.
Questa base meravigliosa e' una variante di una ricetta di Delia Smith che troverete qui. E' veramente spettacolare e ho intenzione di usarla in mille modi, perche' deve essere perfetta per le crostate tipo cioccolato e pere :-)


Barrette di banana, caramello e arachidi

base:
- 150g di burro morbido
- 60g di zucchero di canna al velo (siccome non si trova, lo preparo da sola col macinacaffe')
- 110g di farina di nocciole (io ho usato quelle senza buccia)
- 60g di farina di riso
- 110g di farina
- 40g di cacao amaro (io consiglio Van Houten perche' e' molto amaro)

farcitura:
- 4 banane
- 1 cucchiaio di burro
- 2 cucchiai di zucchero di canna
- crema mou, oppure la mia crema al caramello salato
- arachidi sbucciate e tostate
- cioccolato fondente
- fleur de sel (a meno che non si usi la crema al caramello salato)

Montare il burro con lo zucchero al velo. Quando il composto e' bello spumoso aggiungere la farina di nocciole (se la preparate in casa, le nocciole vanno prima tostate sulla padella), e poi le due farine ed il cacao setacciate insieme. Preparare la teglia imburrandola e rivestendola di carta da forno (il burro serve per tenere ferma la carta e la carta per tirare fuori dalla teglia il dolce pronto). Stendere l'impasto sulla teglia (io ho usato una 20x26). La teglia non deve essere troppo grossa altrimenti la base viene troppo sottile (l'ideale e' circa 1-1,5 cm).
Mettere il tutto in frigo per mezz'ora, e dopo cuocerlo per circa 25 minuti in forno riscaldato a 180 gradi. La base non va cotta troppo, risultera' abbastanza morbida ma facendola riposare si rassodera'. Nel frattempo in una padella sciogliere il burro con lo zucchero, e quando cominceranno a caramellare aggiungere le banane sbucciate e tagliate a meta' in lunghezza.
Quando diventeranno di un bel colore dorato, sistemarle sulla base pronta. Coprire il tutto con la crema mou (o con la crema al caramello salato preparata fresca), e cospargere con le arachidi. Mettere il tutto in frigo per tutta la notte.
Tenendo forte la carta da forno tirare fuori il dolce dallo stampo, tagliarlo a rettangoli e coprirli con il cioccolato fuso a bagnomaria. Spariscono a vista d'occhio ;-)

Monday, November 9, 2009

High hopes



music: David Gilmour
lyrics: Polly Samson

Beyond the horizon of the place we lived when we were young
In a world of magnets and miracles
Our thoughts strayed constantly and without boundary
The ringing of the division bell had begun
Along the long road and on down to the causeway
Do they still LIVE there by the cut
There was a ragged band that followed in our footsteps
Running before time took our dreams away
Leaving the myriad small creatures trying to tie us to the ground
To a life consumed by slow decay

The grass was greener
The light was brighter
With friends surrounded
The nights of wonder

Looking beyond the embers of bridges glowing behind us
To a glimpse of how green it was on the other side
Steps taken forwards but sleepwalking back again
Dragged by the force of some inner tide
At a higher altitude with flag unfurled
We reached the dizzy heights of that dreamed up world

****

Encumbered forever by desire and ambition
There's a hunger still unsatisfied
Our weary eyes still stray to the horizon
Though down this road we've been so many times

The grass was greener
The light was brighter
The taste was sweeter
The nights of wonder
With friends surrounded
The dawn mist glowing
The water flowing
The endless river


Forever and ever

Friday, November 6, 2009

Lasagne serowe z dynia



Czas leci nieublaganie. Szczerze przyznam, ze bylam przekonana, ze w koncu bede mogla odpoczac, zadbac o siebie i przy okazji o blog, ale niestety mi nie wychodzi. Trudno. Festiwal Dyni przemknal mi przed nosem doslownie. Jestescie pewni, ze jest juz listopad ??? Moim zdaniem to jakis spisek przeciwko mnie :)

Ale tego dania nie moge Wam nie pokazac. Jest to jeden z najwiekszych hitow w moim domu. Przepis w ciagu dwoch ostatni lat ewaluowal. I wcale nie polegalo to na dodawaniu nowych skladnikow, tylko na odejmowaniu. Bo choc lubie przepisy wieloskladnikowe (na przyklad wszystkie rodzaje curry) to ostatnio jestem w ciaglym poszukiwaniu prostych smakow. Wazny w tym wypadku jest smak samej dyni i tu kluczowa role odgrywa Marina di Chioggia, prawdziwa krolowa dyn. Jedyna jej wada (ale tylko jesli chodzi o lasagne;) jest to, ze podczas pieczenia czy gotowania staje sie bardzo, bardzo miekka. I o ile dodaje to kremowej konsytencji dyniowemu risotto, nadzieniu do ravioli czy zupie to lasagne wychodza niskie i malo atrakcyjne. Wiec jesli zalezy Wam na wygladzie i przezyjecie ten uszczerbek na smaku to polecam dynie Butternut. Jest rowniez bardzo smaczna, a podczas pieczenia swietnie zachowuje ksztalt. Dopiero w tym roku mialam okazje jej sprobowac i juz na stale weszla do listy zakupow (bo sie uzaleznilismy jeszcze od jednego dania, ale o tym kiedy indziej;).



Ach, jeszcze jedno: czemu dynia pieczona? Po pierwsze obieranie dyni jest czynnoscia nudna, trudna i calkiem niebezpieczna. Kiedy kawalki dyni lataja mi przed oczami zawsze zastanawiam sie czy ty razem to moj palec;) Po drugie podczas pieczenia dynia sie karmelizuje co dodatkowo pozwala wydostac z niej jak najwiecej smaku. Dlatego zawsze po dokladnym umyciu kroje dynie na pol, czyszcze jej srodek, ewentualnie kroje na mniejsze kawalki co skraca czas piecznia, skrapiam oliwa, posypuje fleur de sel i wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni na ok.40 minut. Przyznam, ze przygotowuje w ten sposob duza ilosc dyni, bo wiekszosc znika podczas rytualu podjadania (a jak zaprosicie kolezanki na robienie bez, pewne jest, ze cala czynnosc trzeba bedzie powtorzyc ;) Pestek nie wyrzucajcie. Wystarczy obgotowac je w osolonej wodzie przez kilka minut (by je oczyscic), a nastepnie wysuszyc w piekarniku w temperaturze 180 stopni przez ok. 10 minut. To smaczna i zdrowa przekaska :)



Lasagne serowe z pieczona dynia

- ok. 600g upieczonej dyni
- 400g ricotty
- 200ml smietanki
- ok. 70g startego parmezanu
- 3 lyzki posiekanej szalwii
- makaron do lasagne suchy (ja uzywam jajeczny)
- sol i pieprz do smaku

na wierzch:
- 50ml smietanki
- ok. 20g tartego parmezanu
- listki szalwii

-maslo do wysmarowania formy


Ricotte wymieszac ze smietanka, szalwia i polowa parmezanu, doprawic sola i pieprzem i delikatnie wmieszac upieczona dynie w kawalkach (tak, by nie rozwalila sie zupelnie, wtedy lasagne bedzie wyzsza i atrakcyjniejsza).
Forme (ja uzylam 26x20cm) wysmarowac maslem. Wylozyc na spod taka ilosc farszu zeby pokryla caly spod, obsypac mala garstka parmezanu. Na to ulozyc platy makaronu. Nastepnie ponownie warstwe farszu, posypac znow parmezanem i znow makaron. Kontynuowac, az skonczy sie farsz, konczac makaronem. Na wierzch wylac 50ml smietanki, posypac parmezanem i ulozyc kilka listkow szalwii. Piec w temp. 160 stopni przez ok. 35 minut.
Jesli macie obawy, ze makaron sie nie ugotuje (co mi osobiscie nigdy sie nie zdarza, ale rozumiem te obawy) mozna takze przygotowac danie wczesniej, przykryc i wstawic do lodowki nawet na noc(co jest takze swietnym rozwiazaniem na przyjecia;). Choc zwykle, pieke lasagne wczesniej, bo odgrzewane i 'sciete' sa po prostu lepsze, to ta wersja zupelnie tego nie potrzebuje. Mozna upiec bezposrednio przed podaniem.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Prima di tutto vi volevo ringraziare con tutto il mio cuore per le belle parole che ricevo da voi in continuazione. Da sempre volevo scrivere in italiano ma mi mancava il coraggio. Ringraziero' sempre Alex per tutti gli incoraggiamenti ma anche per la pubblicita' che mi ha fatto:). Davvero Alex, grazie mille :*
Spero che presto trovero' il tempo per rispondere a tutti i commenti e anche passare da tutti voi per conoscervi meglio :)

Oggi presento la ricetta per uno dei miei piatti preferiti in assoluto. In due anni la ricetta si e' evoluta tantissimo. Pero' invece di aggiungere degli ingredienti, ne ho tolti. Perche' anche se adoro i sapori complessi (per esempio tutti i tipi di curry), adoro anche la semplicita' e la genuinita' degli ingredienti. L'unico mio dubbio e' sulla qualita' della zucca. Io adoro la Marina di Chioggia perche' ha un sapore unico. Per me e' la vera regina delle zucche. Il suo svantaggio e' pero il fatto che mentre si cuoce diventa molto morbida. E' per questo che e' ideale nel risotto, per il ripieno dei tortelli mantovani come pure per le torte. E' ottima anche per queste lasagne, anzi, di solito la preparo proprio cosi'; pero' e' anche vero che il piatto acquista tantissimo sapore ma perde nella presentazione. Allora se ci tenete anche alla belleza vi consiglio un'altra ottima specie di zucca: butternut. Ha un leggero sapore di nocciola (da cui il nome) e, una volta cotta al forno, mantiene una ottima consistenza perche' non si sfalda. Scegliete voi :)

Ancora una cosa: perche' la cottura della zucca al forno? Primo perche' odio spellare la zucca cruda, e' una operazione non solo noiosa ma anche alquanto pericolosa (ho sempre paura di perdere almeno un dito ;) Secondo, perche' cotta in quel modo e' semplicemente piu' gustosa. Il sapore e' piu' intenso e grazie al fatto che si caramellizza un po', anche piu' dolce. Sinceramnte ne preparo sempre un po' di piu' perche' la meta' va via spelluzzicando, e' semplicemente troppo buona :) Taglio la zucca a meta', pulisco l'interno, la taglio a pezzi piu' piccoli, gli spruzzo sopra un po' d'olio d'oliva, cospargo di fior di sale e inforno a 200 gradi per circa 40 minuti. Non buttate via i semi! Basta sbollentarli in acqua salate per qualche minuto (giusto per pulirli bene) e poi asciuguarli al forno a 180 gradi circa 10 minuti. sono un ottimo e sano spuntino.

Lasagne con zucca al forno

- circa 600g di zucca cotta al forno
- 400g di ricotta
- 200ml di panna fresca
- circa 70g di parmigiano grattugiato
- 3 cucchiai di salvia sminuzzata
- pasta all'uovo per le lasagne
- sale e pepe quanto basta

per lo strato superiore:
- 50ml di panna fresca
- circa 20g di parmigiano grattugiato
- foglioline di salvia

- burro per la teglia

Mescolare la ricotta, la panna, meta' del parmigiano, sale e pepe. Alla fine aggiungere la zucca e mescolare tutto delicatamente per non disfarla completamente (grazie ai pezzi di zucca le lasagne saranno piu alte e attraenti :) )
Imburrare la teglia (io sulla foto ho usato una teglia 20x26cm). Sul fondo mettere la quantita' giusta di farcitura per coprirlo completamente, spolverare di parmigiano e coprire con la pasta. Ripetere questa operazione finche' non finisce la farcitura. Sull'ultimo strato della pasta versare la panna, cospargere con il parmigiano e decorare con le foglioline di salvia. Infornare a 160 gradi per circa 35 minuti.

Se avete paura che la pasta non cuocia (anche se a me non e' mai successo) si puo' prepare tutto il giorno precedente, coprire e mettere in frigo (tra l'altro e' una preparaziona ottima per le feste :) ). Anche se di solito inforno le lasagne molto prima di servirle per farle ritirare, queste con la zucca, che per la presenza di ricotta sono piu compatte, le inforno direttamente prima di servirle.

Saturday, October 31, 2009

Orzechowy Tydzien 2009 i...



Nadszedl czas na Orzechowy Tydzien :) W tym roku kochana Pola zgodzila sie objac prowadzenie go. Ja jestem w ciaglych rozjazdach i nie bede mogla zadbac o ladne podsumowanie. Za to Pola na pewno. I choc czuje sie winna, ze zwalam na nia ogrom pracy, to wiem, ze wcale mnie za to nielubi mniej, bo to bardzo slodki 'ciezar' :)
Z gory przepraszam, ze oglaszamy date tak pozno, ale zawsze cos bylo nie tak. Najpierw nie podobal sie Poli banner. Uparla sie, na zblizenie orzecha wloskiego, a ja ze sklepami mialam nie po drodze. Gdy banner byl juz gotowy to zaczelysmy ustalac odpowiednia date (miesiac temu;). Potem obie wyjechalysmy. Jak wiecie Pola wyprowadzila sie z nad glosnej sasiadki no i byla u stylisty obciac sie na krotko, a szczesliwa i wyspana Pola na pewno nikogo nie pominie w podsumowaniu :)
Dlatego tym razem po wszystkie szczegoly i banner zapraszam do Poli.

Polu kochana dziekuje :* Postaram sie byc jak najbardziej przydatna :) I jak nauczysz mnie jak sie wstawia te duchowe posty to wezme tez udzial :)


Ale jeszcze nie skonczylam. Ja mam jeszcze niespodzianke :) Pamietacie Orzechowa Ksiazke? Prawie rok temu, po wszystkich mailach ze zgoda (lub nie) na 'publikacje' zostala zakonczona. Zime spedzila bidula sama na komputerze, ktory zostal w gorach. Tego lata wrocila do domu, ale przeciez sierpien nie jest dobrym momentem, by przypominac orzechowe przepisy. Potem olsnienie: czy jest lepsze miejsce i czas na to, niz ogloszenie nowego wspolnego orzechowego gotowania?
Oto i ona. Z gory prosze o wybaczenie za wszystkie niedociagniecia. Pierwszy raz bawilam sie w te klocki :) I choc teraz nie podoba mi sie jak jest zredagowana (jak to zwykle bywa), to przejrzenie Waszych przepisow w tej formie jest wielka przyjemnoscia i szczesciem :) Dziekuje Wam za to :)

Po ksiazke zapraszam tutaj

P.S. Tak w ramach przypomnienia: W ksiazce znalazly sie przepisy i zdjecia osob, ktore przyslaly mi zgode na to i sa swiadome ewentulanych skutkow. Tym samym osoba, ktora 'zmontowala' ksiazke (czyli ja;)) nie jest odpowiedzialna, jesli znajda sie osoby, ktore uzyja powyzszy material w sposob niezgodny z prawem. Docencie nasza prace! :)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Qualche parola di spiegazione. Per due anni a Novembre ho organizzato La settimana delle noci (anche se in italiano sarebbe forse meglio tradurre come frutta secca, senza frutta disidratata pero... uffa... :) ma si capisce qualcosa? ;). Questo anno i miei impegni non me lo permettono e organizzera' tutto la mia carissima amica Pola.

Alla prossima con la ricetta delle Lasagne con la zucca :)

Tuesday, October 27, 2009

Jagodzianki



Ostatni tydzien byl dla mnie wyjatkowy. Oficjalnie (no prawie) zakonczylismy prace na ten rok (bo jest powiedzmy sezonowa ;). Pozegnalismy (bez zalu, ale z lezka w oku) mieszkanie w hotelu, ktore bylo naszym drugim domem przez ostatnie 10 miesiecy. Swietowalismy bardzo udanym przyjeciem trzydzieste urodziny mojego T. Zaplanowalismy prawie dwumiesieczny pobyt w Polsce (Hania, moja bratanica, z podejrzeniem w glosie mowi, ze prawie nie znaczy na pewno, ale nadzieje istnieje :) i co najwazniejsze, po 5 latach nadszedl dzien, kiedy zdalam sobie sprawe ( w sumie to nie ja tylko Tatter sluchajac mojego wulkanu radosci) ze sie odnalazlam na Nowej Ziemi. Teraz juz Mojej Ziemi. I to w 100 procentach. I choc od dwoch lat wszysycy do znudzenia mnie pytaja czy czuje sie bardziej z Florencji czy z Werony (bo tak naprawde moje zycie jest podzielone na te dwa miasta), a ja do znudzienia odpowiadam, ze jestem i zostane na zawsze Polka z Wroclawia, to Florencja (nie Wlochy) jest moja druga ojczyzna. Z przyjaciolmi, na ktorych moge polegac zawsze i wszedzie, z moimi miejscami gdzie barman wie jaka kawe lubie i co mi przygotowac na aperitivo, z Andrea z kiosku, ktory ruszy niebo i ziemie by zdobyc dla mnie nowy numer Deliocious czy Donny Hay, z miejscami gdzie moge schowac sie przed calym swiatem i naladowac baterie. Zabawne jest to, ze ja to wszystko mam od trzech lat. Tylko tyle czasu zabralo mi zdanie sobie z tego sprawy. A moze nie bylam na to po prostu gotowa...?

Wiec z pelnym entuzjazmem, ktory wrecz eksploduje ze mnie nastawilam ciasto na jagodzianki, ktore w koncu nie wprowadza mnie w stan melancholii, bo choc jestem daleko od domu to jestem w... domu :)



Pierwszy raz zrobilam te pyszne buleczki tego lata (zdjecia tez :), zaraz po tym jak Komarka podzielila sie przepisem na ciasto jagodziankowe z Kuchni Polskiej. Dodam, ze ciasto jest dokladnie takie jak napisala Komarka: bardzo latwo sie je wyrabia i w ogole,ale to w ogole sie nie klei, nie potrzeba wcale zadnych pomocnikow (choc ci sa zawsze mile widziani ;). Do tego ladnie rosnie i nawet krzywo uformowane przeze mnie buleczki, po upieczeniu wygladaja na idealne. Jedyna zmiana z mojej strony, to dodanie jedynie polowy drozdzy i zmniejszenie ilosci cukru do dwoch lyzek oraz sposob wyrabiania. Z Ala vel Margot rozwiazalysmy problem jagod prawdziwych, ktore w Weronie sa niedostepne (za to w gorach, w Valtellinie tak, najadlam sie za kilka lat :) i zamiast wypelnic nimi aromatyczne ciasto, zastapilam je czubata lyzka dobrego jagodowego dzemu i czubata lyzka borowek amerykanskich (taka ilosc na kazda buleczke). W zwiazku z tym, ze tych ostatnich mam zawsze pelno w zamrazarce, smialo moge nazawac te jagodzianki calorocznymi. Gdy opowiedzialam Ali, ze wstawie zdjecia, ktore zrobilam w lipcu najpierw sie usmiala,a po chwili napisala "O tak, na te ciemne dni z wielką ochota zjadłabym jagodzianke, może by slońce wylazlo zza chmur?" Cytat nieautoryzowany przez autorke, ale wiem, ze mi to wybaczy :)
edit:
Zapomnialam dodac dla Ali zdjecie Billa, ktory caly czas jest przekonany, ze jak broi to staje sie niewidzialny :) My jemy jagodzianki, a Bill kradnie mleko z mojej szklanki, jego ulubiony ale zakazany napoj :)



Caloroczne jagodzianki(troche oszukane;)

- 500g mąki Manitoby
- 20g swiezych drożdży
- 250ml słodkiej śmietanki w temp. pokojowej
- 3 żółtka w temp. pokojowej
- 2 lyzki cukru
- łyżeczka cukru waniliowego,
- 50g miekkiego masła
- skórka otarta z cytryny
- szczypta soli
- dzem i borowki (lub prawdziwe jagody) na nadzienie
- 1 rozbite jajko do smarowania ciasta
- platki migdalowe, cukier perlowy lublukier do dekroacji


Drozdze rozrobic z cukrem, az beda plynne. Do duzej miski wsypac make i cukier waniliowy. Dodac rozrobione drozdze i zamieszac lyzka. Nastepnie dodac zoltka roztrzepane ze smietanka i wyrobic galdkie, elastyczne ciasto, pod koniec wyraniania dodac szczypte soli i miekkie maslo. Gotowe ciasto zostawic do wyrosniecia na jedna godzine. Po tym czasie rozwalkowac ciasto na prostokat i podzielic je na 12 czesci. Na srodek kazdego kawalka ciasta wylozyc po lyzce dzemu i po lyzce borowek (lub dwie czubate lyzki jagod wymieszanych z cukrem) i nastepnie zamknac je dokladnie dociskajac. Ulozyc je na blaszce z papierem do pieczenia w dosc duzej odleglosci i zostawic do wyrosniecia na ok 45 minut. Po tym czasie posmarowac jagodzianki rozkloconym jajkiem i ewentualnie posypac cukem perlowym lub platkami migdalowymi. Piekarnik rozgrzac do temperatury 180 stopni i piec buelczki przez ok. 25 minut.
Piec w temperaturze 180 stopni 20-25 minut na złoty kolor. Po przestudzeniu udekorowac lukrem.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

I panini ai mirtilli sono forse uno dei piu' dolci ricordi di tutta la mia infanzia. Mentre crescevo li mangiavo sempre meno, sia perche' con il passare degli anni era sempre piu' difficile trovarli buoni (cioe' pieni di ripieno ;-), ma anche perche' a un certo punto era finita l'eta' in cui si poteva mangiare qualsiasi cosa senza conseguenze :)
Pero' ora, essendo lontana da casa, nei momenti di nostalgia (per fortuna non cosi' tanti :) provo diverse ricette per trovare quella perfetta. L'impasto non deve essere troppo dolce ma con il profumo del burro. E la cosa per me piu' importante e' che l'impasto non deve essere appiccicoso. Ne ho provati tanti, ma a luglio Komarka di Everycakeyoubake ha tirato fuori la ricetta di un vecchio volume, "Kuchnia Polska" ovvero "La cucina polacca", che io stessa da bambina sfogliavo con curiosita'. Mi sono buttata subito a farli. L'unica cosa da risolvere era il ripieno. Quello buono consiste di tanti mirtilli selvatici, che pero' in Italia si trovano difficilmente (evviva la Valtellina! :). Con la mia amica Ala abbiamo trovato una soluzione: per dare il sapore di mirtilli selvatici ho messo in ogni panino un cucchiaio colmo di marmellata di mirtilli di ottima qualita' (l'unica che consiglio e' quella VIS) e per dare consistenza ho messo un cucchiaio di mirtilli, quelli grossi. Ha funzionato alla grande :)


Jagodzianki - Panini dolci coi mirtilli

- 500g di farina Manitoba
- 20g di lievito di birra fresco
- 250ml di panna fresca a temperatura ambiente
- 3 tuorli a temperatura ambiente
- 2 cucchiai di zucchero
- 1 cucchiaino di zucchero vanigliato (quello vero) oppure di estratto di vaniglia
- 50g di burro morbido
- buccia grattugiata di un limone
- un pizzico di sale
- un uovo sbattuto per spennellare i panini
- per il ripieno: marmellata di mirtilli selvatici di ottima qualita' e mirtilli freschi oppure surgelati (ovviamente se avete la possibilita' e' meglio usare mirtilli selvatici freschi o surgelati mischiati con un po' di zucchero ed eventualmente con un po' di maizena)

Sciogliere il lievito nello zucchero. In una grande ciotola versare la farina e lo zucchero vanigliato, aggiungere il lievito sciolto e mescolare il tutto un po'. Versare i tuorli mischiati con la panna e cominciare a impastare. Verso la fine aggiungere il sale e il burro morbido. Quando l'impasto sara' bello liscio ed elastico, coprire e lasciare a lievitare per circa un'ora. Dopo questo tempo, stendere l'impasto a triangolo e tagliarlo in 12 pezzi. Su ogni pezzo mettere il ripieno (un cucchiaio di marmellata e un cucchiaio di mirtilli). Chiudere pressando bene le giunture. Sistemare tutti i panini su una placca da forno rivestita con carta da forno, coprire con un canovaccio e lasciare lievitare ancora una volta per circa 45 minuti. Infine scaldare il forno a 180 gradi, spennellare con un uovo sbattuto, decorare a piacere (ad es. zucchero in granella, fiocchi di mandorla etc.) e infornare per circa 20-25 minuti, finche' diventino dorati. Raffreddare sulla gratella per dolci. Io li ho anche glassati.

Sunday, October 18, 2009

Ryz na mleku z makiem i sosem z granatow



W ostatniej chwili przylaczam sie do Rozowego Tygodnia zorganizowanego przez Szarlotka. Dotyczy on bardzo waznego tematu. Rozowa wstazeczka ma przypominac jak wazna jest profilaktyka. I choc sama jestem cykor od trzech lat regularnie w grudniu przeprowadzam wszystkie badania. Wy tez o nich nie zapominajcie. I nie zwracam sie tylko do czytelniczek, ale takze do czytelnikow: Dbajcie o Wasze o kobiety i jesli one sie boja sami zaprowadzcie je na badania. To tylko chwila, a moze uratowac zycie!



Moj roz wprawdzie jest bardziej czerwony, ale to nic. Rozowo sie robi jak sie na niego patrzy i jak sie go je. Wprawdzie to domowy ryz na mleku, ale prezentuje sie elegacko, prawda?

Przepis i pomysl na sos z nowego dodatku do Corriere della Sera La Cucina (pazdziernik, str. 95) W koncu we Wloszech wydano kulinarny magazyn, ktory idealnie wpasowuje sie w to co lubie (i grafika i przepisy). Polecam!



Niestety nie dziala mi banner Szarlotka, moze umiecie mi pomoc? Z gory dziekuje! :)


Ryz na mleku z makiem i sosem z granatow

- 250g ryzu krotkiego
- 2 lyzki maku
- 50g cukru
- 750ml mleka
- szczypta soli

na sos:
- 2 duze granaty
- 2 lyzki cukru pudru
- 1 lyzeczka czybata maizeny rozpuszczonej w lyzce zimnej wody

Zagotowac mleko z ryzem i szczypta soli. Pod koniec gotowania dodac mak i cukier. Gdy ryz bedzie miekki zdjac z ognia i zostawic do ostygniecia.

Otworzyc granaty i wyjac nasiona. 3/4 z nich zmiksowac, a powstaly sok przelac przez geste sitko do garnuszka. Dodac cukier i zagotowac. Wtedy dodac rozpuszczona maizene i gotowac jeszcze przez ok. 2 minuty caly czas mieszajac. Zostawic do ostygniecia.

Zimnyn ryz wlozyc do foremek mokrych lub wysmarowanych olejem (ja po wielu nieudanych probach uzylam foremek silikonowych) i wylozyc porcje na talerzyki. Udekorowac sosem i pozostalymi nasionami granatu.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Questa settimana della blogosfera polacca è rosa. Rosa come il nastro simbolo della campagna per la prevenzione del tumore al seno. E' importante ricordare che un semplice esame puo farci vivere più tranquille e allo stesso tempo salvare la vita.

Il mio dessert forse non è tanto rosa, però fa vedere il mondo nei colori rosa :) E' semplicemente delizioso. Gia di per sé il riso al latte è coccoloso, ma in questa versione è anche molto elegante. Degno di una cena speciale.

La ricetta per il riso e l'idea per la salsa vengono da una nuova rivista di cucina edita dal Corriere della Sera: 'La Cucina' (ottobre, p.95), che ha conquistato il mio cuore. Sia il modo in cui viene scritta, sia le fotografie sono molto vicine al mio gusto. Sono proprio contenta di averla trovata :)


Riso dolce ai semi di papavero e salsa di melagrana

- 250g di riso
- 2 cucchiai di semi di papavero
- 50g di zucchero
- 750ml di latte
- sale

per la salsa
- 2 melagrane
- 2 cucchiai di zucchero a velo
- 1 cucchiaino colmo di maizena sciolto in un cucchiaio d'acqua

Portate a ebollizione il latte con il riso e una presa di sale. Cuocere circa 15 minuti. A fine cottura aggiungere i semi di papavero e lo zucchero. Quando il riso è pronto e abbastanza asciutto, spegnere il fuoco e lasciare a raffreddare.

Aprire le melagrane e tirare fuori i chicchi. Frullarne circa i tre quarti con un'apposita macchina (io l'ho fatto nel bicchiere del minipimer) e filtrarli tramite un colino abbastanze fine. Mettere il succo ottenuto in un pentolino assieme con lo zucchero al velo e portare ad ebollizione. Quando il composto comincia a bollire, versare la maizena sciolta nell'acqua e cuocere ancora per 2 minuti circa, sempre mescolando. Lasciare a raffreddare.

Inserire il riso freddo in degli stampini bagnati (io dopo varie prove con acqua e olio alla fine li ho messi negli stampini di silicone ;) e rovesciarli sui piattini. Decorare con la salsa e con i chicchi di melagrana rimasti.

Friday, October 16, 2009

World Bread Day 2009

world bread day 2009 - yes we bake.(last day of sumbission october 17)

Nie wyobrazam sobie nawet, zeby nie wziac udzialu w World Bread Day zorganizowanym przez Zorre pierwszy raz cztery lata temu. Dla mnie to juz trzeci raz, data bardzo wazna, ktora zapisala sie w kalendarzu na stale.



Jest to zdecydowanie najciekawsza dla mnie akcja blogowa, bo uwazam, ze kazdy jest w stanie (i co wiecej: powinien;) )upiec chleb. Jestem tego najlepszym przykladem. I wcale nie musi byc to chleb na zakwasie. Owszem, takie sa najlepsze, ale w zabieganym zyciu trudno znalezc dla niego odpowienio duzo czasu. Moj zakwas zyje gora tydzien, bo czesto wyjezdzam, a biedak potrzebuje troskliwej opieki. Dlatego glownie pieke na drozdzach i zapewniam, ze wcale nie sa to chleby gorszej kategorii. A jak tak jeszcze wrzucic duzo, bardzo duzo (szczerze mowiac to myslalam ze przesadzilam ;) ) ziaren slonecznika i troche zytniej pelnoziarnistej maki i mamy zdrowie na talerzu. W sam raz do 'niezdrowego' masla i dzemu jagodowego :) I zapewniam, ze ten chleb zniesie wszystko: i zimna kuchnie (obecnie 17 stopni :/) i piekarke na wpolspiaca, co o 3 w nocy wyciaga piekny bochenek i jeszcze fajniejsze bulki parzac sobie modelowo lewe przedramie. Znowu!!! ;)

Zorra thank you for this special day!



Chleb (lub bulki) ze slonecznikiem- bardzo latwy

- 400g maki chlebowej
- 150g pelnoziarnistej maki zytniej
- 250g ziaren slonecznika + 2 lyzki do dekoracji
- 350g cieplej wody
- 4 lyzki oliwy
- 2 lyzki cukry brazowego
- 25g swiezych drozdzy lub dwie lyzeczki drozdzy instant
- 1 lyzka soli

Slonecznik podprazyc na patelni az sie zezloci i ostudzic. Swieze drozdze rozrobic z cukrem. W duzej misce wymieszac obie maki, dodac wode, oliwe i drozdzowy rozczyn i mikserem wyrobic miekkie, ale nie lepiace ciasto. Nastepnie wyjac ciasto na naoliwony blat rozciagnac je i dodac sol oraz slonecznik (jest go duzo wiec najlepiej wgniesc go delikatnie w ciasto) nastepnie calosc zlozyc i albo mikserem, albo recznie wyrobic, az calosc dobrze sie polaczy. Zostawic do wyrosniecia na 1 godzine. Po tym czasie z ciasta uformowac bochenek lub buleczki (ja zrobilam chleb w kekswoce 25cm i 6 sporych bulek) i zostawic do wyrosniecia na kolejna godzine. Piekarnik rozgrzac do 200 stopni. Gdy ciasto/bulki sa juz wyrosniete posmarowac je woda i posypac dodatkowo slonecznikiem. wstawic do goracego piekarnika: bulki na 15 minut, a chleb na 25 (moj piekarnik jest bardzo mocny wiec moze trzeba potrzymac troche dluzej). Studzic na kratce.


*** *** *** *** *** *** *** *** ***

Oggi e' una giornata speciale, un giorno che da tre anni e' un appuntamento fisso. Si tratta del World Bread Day organizzato da Zorra e che con mio enorme piacere con ogni anno che passa batte tutti i record. Con l'idea di dimostare che panificare in casa e' veramente facile, ho scelto di fare un tipo di pane molto semplice, ma molto gustoso. Il pane coi semi di girasole da sempre e' il mio preferito. E anche se ormai il filone toscano o la schiacciata sono il mio pane quotidiano e non riesco a vivere senza, quando mi manca la casa, i genitori o i dolci momenti dell'infanzia sforno un pane cosi. Ideale con burro e marmellata (di mirtilli ;) ) ma anche ottimo con prosciutto e formaggio.

Zorra, grazie per questa splendida giornata!!!

P.S. Coi continui insuccessi nel tenere un blog in italiano separato, ho deciso di usare il vecchio consiglio di Alex di Cuoche dell'altro mondo e da oggi in fondo ad ogni post inseriro' la ricetta in italiano. Spero che questa formula mi si addica di piu'.


Pane con semi di girasole

- 400g di farina per pane
- 150g di farina di segale integrale
- 250g di semi di girasole + 2 cucchiai per la decorazione
- 350g di acqua tiepida
- 4 cucchiai di olio d'oliva
- 2 cucchiai di zucchero di canna
- 25g di lievito di birra fresco oppure 2 cucchiaini (10ml) di lievito istant (tipo Mastrofornaio)
- 1 cucchiaio di sale

Tostare i semi di girasole sulla padella calda finche non diventano leggermente dorati e raffreddarli. Mescolare il lievito fresco con lo zucchero finche' non diventa liquido. In una grande ciotola mescolare i due tipi di farine con l'acqua, l'olio e il lievito con lo zucchero e lavorare finche' l'impasto sara' morbido, ma non appiccicoso. Tirare fuori l'impasto dalla ciotola, stenderlo su una superficie unta d'olio e incorporare i semi di girasole. Lavorare l'impasto finche' il tutto non si amalgama in modo omogeneo. Quando e' pronto coprire la ciotola e lasciare a lievitare per un'ora circa. Dopodiche' formare il pane o i panini (io ho fatto un pane in cassetta di 25cm e 6 panini piuttosto grossi), coprirli di nuovo e lasciate a lievitare ancora per un ora. Nel frattempo riscaldare il forno a 200 gradi. Quando il pane e i panini sono pronti, spennellarli con dell'acqua e cospargere i restanti semi di girasole. Infornare: i panini per 15 minuti e il pane per 25 (ma il mio forno e' molto potente/troppo aggressivo ;-) e forse si dovra' tenere per un po' di piu'). Raffreddare su una gratella.

Friday, October 9, 2009

Bajgle



Ja bardzo lubie pieczywo i to kazdej masci. Tylko w malych ilosciach. Ale bajgle to cos od czego nie moge sie oderwac. I nie powinnam mowic tylko za siebie, bo mam w tym wspolnika. Od dawna probuje wszystkie przepisy po kolei, by znalezc ten idealny. Swietne bajgle sa te od Hamelmana, ale przepis nie jest z tych najszybszych. Mam to szczescie, ze Pani Tatter z cierpliwoscia wysluchuje moich marudzen i w dodatku zawsze cos na nie poradzi. Juz jakis czas temu podzielila sie ze mna przepisem, ktory w tym tygodniu jest propozycja Weekendowej Piekarni. Przygotowanie tych buleczek jest bardzo proste (stad moja zakodowana nazwa: Bajgle dla idiotow (czyt.: majacych dwie lewe rece) ;), a przede wszystkim sa dokladnie takie jak ja lubie : gruba, chrupiaca skorka i miekki srodek. Wydaje sie proste, ale rzadko mozna spotkac bajgle z taka wlasnie charakterystyka.
Dlatego z przyjemnoscia dolaczylam sie w koncu do rzeszy piekarek (rany jak ten czas szybko leci! dopiero co pieklysmy buleczki o smaku slonych paluszkow!!!), bajgle przygotowalam wyjatkowo z calej porcji (marzac, ze polowe zamroze) i wstyd sie przyznac, ale zostalo juz tylko kilka, w sam raz na jutrzejsze sniadanie (nici z mrozenia ;). Tatter dlugo namawiala Ale, baaardzo dlugo. Dziekuje Alu, ze w koncu sie zdecydowalas :* I Pani Tatter za cierpliwosc :*

Mam nadzieje, ze mi wybaczycie, ale ja znow w rozjazdach, wiec wpis z wyprzedeniem :)
Dla posiadaczy piekarnika z turbodoladowaniem (czyli takim jak moj);): bajgle gotowe sa po 10 minutach, jesli chcecie uzyskac gruba skorke nalezy potrzymac je jeszcze przez 5 minut. Dla mnie zawsze najlepsze z serkiem z ziolami :)

Bagels

cytuje za Tatter

15 swiezych drozdzy lub 1 1/2 lyzeczki instant
2 lyzeczki slodu diastatycznego w proszku (zle doczytalam i dalam dwie lyzki brazowego cukru)
350g letniejwody
600g bialej pszennej maki chlebowej (dalam 400g Manitoby i 200g 00)
2 lyzeczki soli
4 lyzki oleju

2 lyzki syropu sldowego (dalam brazowy cukier)
1-2 bialka roztrzepane z 1 lyzka zimnej wody
mak, sezam do posypania

Drozdze rozprowadzam w wodzie. Do miski wsypuje make, slod i sol. Wlewam wode z drozdzami, mieszam, dodaje olej. Po dokladnym polaczeniu sie skladnikow, wykladam ciasto na stol i zagniatam je przez 8-10 minut, gluten ma byc mocno rozwiniety. Zostawiam na 1 godzine w temp 24C.

Wyjmuje ciasto na stol, dziele na 20 czesci (ok. 48g kazda) i z kazdej formuje ksztaltne okragle buleczki. Zostawiam je na 5-10 minut, po czym splaszczam je nieco i kciukiem robie dziurke w srodku kulki. Na palcu lub drewnianym trzonku obracam ciastem, az dziurka w srodku stopniowo sie powiekszy, a musi byc dosc spora (zmniejszy sie znacznie podczas rosniecia ciasta).

Zostawiam bagles do wyrosnecia na 10-15 minut. Rozgrzwam piec do 220C i na ogniu stawiam duzy garnek z woda i dodatkiem ekstraktu slodowego. Gdy woda zawrze, zmniejszam ogien odrobine i wkladam po kilka buleczek. Gotuje 1 minute i przekladam je na druga strone. Wyjmuje na czyste plotno po 30 sekundach. Gdy przestygna, ukladam je na naoliwionej blasze, smaruje bialkiem, posypuje makiem, sezamem, lub zostawiam "golaski". Pieke 30 minut.

Wednesday, October 7, 2009

Grzanki z figami



Zanim usune naglowek z figami jeszcze jedena szybka przekaska. Wprawdzie to nic wielkiego i pewnie nawet nie zasluguje na wpis, ale figi sa tak atrakcyjnym obiektem do fotografowania, ze pewnego razu wzielam aparat i zajadajac takie grzanki, kilka sfotografowalam. Narzekalam, ze mam za duzo fig, a jak sie skonczyly smutno sie zrobilo... ;)



Grzanki z figami

Przepis tak naprawde nie istnieje. Wez swoj ulubiony chleb i zrob z niego grzanki na twoj ulubiony sposob. Gdy sa gotowe posmaruj je swoim ulubionym serem, udekoruj wybrana salata oraz ulubiona wedlina. Figi pokroj na cwiartki i uloz na gorze. Skrop oliwa i obsyp swiezo zmielonym pieprzem. Smacznego!

Friday, October 2, 2009

Solony krem karmelowy



Od dawna zastanawiam sie jakie polaczenie smakow jest tym moim ulubionym. Szczegolnie, ze smak sie zmienia i raz lubie slodko- kwasny, innym razem preferuje slodko-gorzki. Ale chyba tym naj naj naj na zawsze pozostanie slodko-slony. Lubie jak slodycz zostaje przelamana sola, najlepiej taka w platkach, ktora powoli topi sie na jezyku. To chyba dlatego mam slabosc do masla orzechowego, no i historia juz jest wyjadanie nutelli ze sloika paluszkami (oczywiscie tymi z duzymi krysztalkami soli).Ale lubie tez mocne sery z miodem lub dzemem czy slone kanapki na slodkiej brioszce. Lubie wrzucic rodzynki do mies, a takze skarmelizowac marchewki i cebule do obiadu. To pewnie dlatego, kiedy pierwszy raz sprobowalam solonego karmelu, z miejsca zdobyl moje serce. Wprawdzie ta milosc zaczela sie od lodow, ale bardzo szybko ulubionym stal sie krem z solonym karmelem. Choc moze powinnam nazywac go solony krem karmelowy, bo zamiast solic karmel ja porzadnie sole gotowy juz krem ;)



To dlatego, gdy zazwyczaj solony karmel robiony jest na slonym masle,ja robie na zwyklym. Pod koniec, gdy przygotowany krem juz lekko wystygnie, dodam duzo swiezo i grubo zmielonej soli. Moze to moje odchylenie juz po latach zajadania sie florencka schiacciata, ale lubie gdy sol trzeszczy pod zebami.
Na poczatku nadziewalam tym kremem brownies, dekorowalam ciasta. Ostatnio stalo sie odswietnym (bo co za duzo to niezdrowo ;) smarowidlem. Idealnie pasuje do ciast mocno czekoladowych. To na zdjeciu to Skarb Czekoholika od Tatter, ktore bardzo polecam. Calosc smaku uzupelnia kubek goracej, aromatycznej kawy. Z mlekiem oczywiscie, ale bez cukru ;)

Solony krem karmelowy

- 50g cukru brazowego
- 1 lyzka wody
- 250g serka mascarpone
- gruba zmielona sol, ilosc wg smaku

Do garnuszka metalowego wsypac cukier i dodac lyzke wody. Postawic na sredni ogien i caly czas pilnujac poczekac, az zamieni sie w bursztynowy plyn. Absolutnie nie mieszac, bo cukier moze sie skrystalizowac (wtedy zaczynamy od poczatku). Gdy kolor bedzie odpowiedni, zdjac garnuszek z ognia, dodac ser i zamieszac. Nastepnie postawic z powrotem na ogien i mieszajac caly czas rozpuscic ewentualne krysztalki karmelu. Nie probowac, bo grozi mocnym oparzeniem. Gdy krem bedzie juz prawie zimny, dodac sol i dokladnie wymieszac.

Tuesday, September 29, 2009

Salatka z szynka suszona, figami i serem gorgonzola


Szybki post i szybki przepis :) Teraz, przez pewien czas, czesciej bede w domu. A to mam nadzieje ulatwi mi czestsze pisanie. Sama sobie trzymam kciuki :)
Wspominalam juz o mojej (mega)produkcji dzemu figowego, ale tak naprawde ogromna ilosc tych owocow zjedlismy w towarzystwie serow i wedlin z regionu Veneto. Bardzo czesto wszystkie te skladniki wymieszane w salatce. Smaki swetnie sie w niej komponuja, a calosc podkresla slodycz miodowego vinaigrette. Wspaniale polaczenie smakow!


Salatka z szynka suszona, figami i serem gorgonzola
dla dwoch osob

- dwie garsci mieszanki salat
- 4 figi pokrojone w cwiartki
- 50g suszonej szynki nie solonej (np. San Daniele)
- ok.50g goronzoli pokrojonej w kostke

na sos
- lyzka miodu
- 3 lyzki oliwy
- 1 lyzka soku z cytryny
- sol i pieprz

Na talerzach ulozyc salate, plastry szynki, figi i ser. Skladniki sosy wlac do sloika, zakrecic go i dobrze wymieszac. Polac salatke sosem na 5 minut przed podaniem. Serwowac z dobrym chlebem.

Sunday, September 27, 2009

Kaiserschmarren na Dzien Jablka



Okazuje sie, ze nie umiem stac na glowie;) Ale mimo wszytsko ciesze sie, ze choc ze spoznieniem, uda mi sie wziac udzial w Dniu Jablka. Swieto to ma dla mnie znaczenie szczegolne i to z wielu powodow. Bo bylo pierwszym jakie powstalo, bo byla nas tylko garstka, byly to poczatki kiedy wszystko bylo tak emocjonujace. Pamietam, jakie bylysmy szczesliwe, ze Malgosia zalozyla wtedy swojego bloga :) Dokladnie pamietam (i to bez zagladania do archiwow;) co wtedy upieklam, gdzie robilam zdjecia i jak nie wiedzac zupelnie nic o fotografii sie denerowowalam, ze wszystko wyszlo taaaakie brazowe;) Po prostu moc wspanialych wspomnien:)

Danie, ktore dzis Wam pokaze to takze wspomnienia. Omlety wielbie miloscia nieopisana. To chyba pierwsze danie, ktore potrafilam ugotowac sama. Czasem po powrocie ze szkoly robilam zwykly omlet brudzac polowe kuchni i smarujac go tona jagod w cukrze :) Nie bylo to rozwiazanie dobre taktycznie, bo choc kuchnie usprzatnelam zawsze na czas, to zdradzala mnie fioletowa buzia.

Od kilku lat w okresie wakacyjnym jezdze do Merano i to tam wlasnie zapoznalam sie z Kaiserschmarren. Teraz wiem, ze wersja z hotelu Meranerhof nie jest tradycyjna, bo w oryginalnym przepisie nie ma w skladzie jablek. Ale ja wlasnie za te jablka ten omlet uwielbiam. W smaku calosc przypomina lekkie ciasto i robi sie go naprawde szybko. Jesli uzyjecie zwykly mikser i zachowacie kolejnosc czynnosci jak w przepisie, wybrudza sie tylko dwie miski i nie trzeba bedzie w polowe pracy myc mieszadel.

Przepis szef kuchni dal mi za jeden usmiech, na 12 osob i w gramach. Ja przepis podam w wersji jaka przygotowuje w domu. Przedwczoraj zrobilam te ogromna wersje i cala zabawa polegala na tym, ze przelewalam mase z patelni na patelnie brudzac ich przy tym 4 w tym jedna o srednicy 30cm :) Od razu przypomniala mi sie scena Z filmu Poszukiwany, pozukiwana, kiedy Marysia gotuje makaron :D Mielismy wszysycy przy tym gotowaniu wiele zabawy:) omlet wyszedl naprawde brzydki, ale przesmaczny. Nawet nie zdazylam posypac cukrem pudrem, by ukryc jego mankamenty, oraz zdjecia nie moglam spokojnie zrobic, bo jak jest 28 rak (ok, 26, moje byly zajete przez aparat), ktore boja sie ze dla nich nie starczy deseru, bardzo ciezko zlapac ostrosc. Z tak duzej porcji wychodza 3 polmiski jak na zdjeciu z dlonmi Tommiego i Brendana (chyba;).


Kaiserschmarren z hotelu Meranerhof

- 2 jajka
- 3 lyzki cukru
- pol szklanki maki
- pol szklanki mleka
- 1 duze jablko (najlepiej Szara Reneta)
- mala garsc rodzynek
- duza lyzka masla

Rodzynki sparzyc. Jablko obrac i pokroic w drobna kostke. Jajka odzielic i bialka ubic z cukrem na sztywna piane. Zoltka zmiksowac z maka i mlekiem, nastepnie dodac do ubitych bialek caly czas miksujac. Na koniec wrzucic jablko i rodzynki. Na patelni o srednicy ok. 22 cm rozpuscic polowe masla i wlac na nia mase z jablkiem. Gdy spod sie porzadnie zetnie (a dzieje sie to szybko)omlet nalezy przewrocic, dajac na spod reszte masla. Jesli podczas obracania omlet sie 'polamie' nalezy sie tym nie przejmowac, bedzie wtedy najblizszy oryginalowi :) Jesli jest caly nalezy pokroic go na kawalki drewniana szpatulka. Przed podaniem posypac cukrem pudrem (lub nie). Taka porcja starcza na dwie glodne osoby jako caly posilek, lub cztery do szesciu jesli omlet zostanie podany na deser.

Thursday, September 24, 2009

Sugoli



Gdy przejrzalam archiwa zdjec na moim komputerze z przerazeniem stwierdzilam, ze tych przygotowanych na bloga starczyloby na kazdy dzien, az do konca roku. Naprawde zaluje, ze nie mam lekkiego piora i tyle czasu spedzam nad napisaniem kazdego slowa. Tym bardziej, ze czas leci, a ja sie wciaz zastanawiam czy najpierw napisac o ciescie z morelami czy przepysznych jagodziankach ;) Dlatego najlepiej najpierw zaczne od ostatniej ugotowanej rzeczy. I choc powinnam wspomniec najpierw o scchiacciata con uva, to zaczne od dania dla mnie zupelnie nowego.
Gianluca, ktory ma mala produkcje wina od kilku miesiecy powtarzal mi, ze ma dla mnie przepis, ale musze poczekac do winobrania. Bo potrzebny jest moszcz. Tak, wiem ze to slowo wywoluje wiele usmiechu, ale zapewniam ze moszcz warto przygotowac. Nie dosc, ze jest pyszny do picia to pozwala przygotowac wiele wspanialych potraw.

W poniedzialek zaczelo sie winobranie wiec dostalam i gotowy moszcz i przepis, a takze kawalek deseru, ktory przygotowal Gianluca. Okazalo sie, ze 'to cos' to budyn z moszczu o nazwie Sugoli. Przyznam sie uczciwie, ze mi nie posmakowal. Po prostu czulam tylko make i slodycz winogron. Ale, ze obiecalam naszym gosciom, ze takze oni sprobuja tego tradycyjnego deseru, ktory przygotowuja wszysycy rolnicy podczas winobrania, postanowilam sie pobawic. Przede wszytskim zastapilam make skrobia kukurydziana. Jej smak jest duzo mniej wyczuwalny, a odkad zaczelam jej uzywac do kremu cukierniczego wiem, ze to strzal w dziesiatke. Obawialam sie, ze wyjdzie mi kisielowata konsystencja, ale na szczescie tak sie nie stalo. Po drugie zmniejszczylam drastycznie ilosc cukru, bo sam sok z winogron jest tak slodki, ze pijac go, z kazdym lykiem mam wrazenie, ze zaatkuje mnie cukrzyca. Po trzecie dodalam wanilie, zeby 'ozywic' troche ten slodko-mdly smak. Co wyszlo? Pyszny lekki deser, ktory z tradycyjnym troszeczke sie mijaja. Procz smaku rozni je takze kolor. Mdly fiolet zastapilo lsniace bordo. Uczta takze dla oczu :)



Sugoli budyn z soku winogronowego

- 2 l moszczu
- 50 cukru
- laska wanilii
- 180g maizeny

Moszcz (- jedna szklanka) wlac do garnka i postawic na ogien. Dodac cukier. Laske wanilli przekroic, wyjac nasionka i przelozyc do garnka, pusta laske takze. Do pozostalego moszczu wsypac maizene i wymieszac, az sie rozusci. Gdy moszcz dojdzie do temperatury wrzenia dodac rozpuszczona skrobie i energicznie wymieszac i gotowac, az plyn sie mocno zagesci. Wyjac wanilie i przelac do foremek. Odstawic do wystygniecia.

Wednesday, September 9, 2009

Salatka z melonem i krewetkami oraz pare slow



Hmmm... jak zaczac post po tak dlugim niepisaniu?

Wyszla mi bardzo dluga przerwa w blogowaniu. Zabawne jest to, ze wciaz bylam obok, troche gotowalam, a czasem nawet robilam zdjecia. Tylko na ostatni element nigdy nie moglam znalezc wolnej chwili. Teraz mam przymusowe wolne z zapaleniem ucha, ktore nie chce sie wyleczyc wiec gdy nadrobilam inne wazne, acz zaniedbane rzeczy przyszedl czas i na te zaleglosc :)

Dopiero kilka dni temu zdalam sprawe, ze minely ponad trzy miesiace. Dla mnie bardzo intensywne trzy miesiace. Wprawdzie wiekszosc czasu pracowalam, ale udalo mi sie przeczytac tone ksiazek oraz spelnic jedno z moich marzen. Zgodnie z zasada nigdy nie jest za pozno zaczelam brac lekcje gry na fortepianie. Do tego cieszylam sie obecnoscia moich najblizszych oraz poznalam mnostwo wspanialych ludzi. I choc w tym roku o wakacjach moge tylko pomarzyc jestem absolutnie usatysfakcjonowana :)

Od kuchni wcale nie bylam tak daleko. Lato bylo(??? strasza, ze ma jeszcze wrocic) wyjatkowo gorace wiec jak zwykle wiekszosc czasu zylismy na salatkach i owocach. Jak co roku mielismy swoje ulubione letnie dania. I stare i nowe. Prawdziwa szkole przetrwania zafundowaly mi figi, ktore w tym roku znow byly/sa bardzo szczodre. Samych dzemow wyszlo ponad 60 sloikow, na szczescie mialam kogo obdarowywac:)

W tym czasie dostalam rowniez wiele milych slow od czytelnikow bloga. Niestety nie na kazdy mail udalo mi sie odpowiedziec, ale wszystkie przeczytalam i kazdy z nich sprawil mi wiele przyjemnosci za co Wam serdecznie dziekuje.

A wracajac do hitow tego lata to jednym z nich byla zdecydowanie salatka z melonem i krewetkami. Wprawdzie to nie nowosc w mojej kuchni, bo czesto uzywalam jej jako aperitif podczas "przyjec", ale dotychczas moj Luby zawsze krecil nosem na jej widok. Tego lata zupelnie mu sie odmienilo. Moze to zasluga melonow? W tym roku kazdy zakupiony melon byl idealny. Odpowiednio slodki i soczysty. Oby bylo tak zawsze :)



Salatka z melonem i krewetkami

- 150g obgotowanych na parze lub grillowanych krewetek
- 300g kulek z melona
- rukola wg upodoban
- oliwa z oliwek
- sol i pieprz

Wszytskie skladniki wymieszac. Odstawic na 10 minut i nastepnie serwowac. Idealne na przystawke w szklaneczkach :)

Thursday, May 28, 2009

Focaccia nadziewana



Jestesmy wykonczeni sloncem... w Weronie takich upalow nie bylo podobno od 300 lat i przyznam, ze choc lubie lato to takie temperatury naprawde uniemozliwiaja normalne zycie I nawet nie chce myslec, co by bylo gdybym byla w miescie...

A na wsi, jak to na wsi... Codziennie walcze z mrowkami (mamy az piec gatunkow :/), osami, ktore uparly sie, ze zaloza u nas kolonie (do tej pory usunelismy 7 gniazd). Do tego uwaznie stawiam nogi, bo przezywamy prawdziwy atak duzych (na szczescie podobno nieszkodliwych) wezy. Latam z konewka z zimna woda, by wciaz moczyc glowe Billa (pewnie mnie za to nienawidzi, ale to dla jego dobra;) W wolnych chwilach podziwam jaskolki, ktore wzmacniaja stare gniazda i dwa jastrzebie co kraza nad winnicami w poszukiwaniu zajecy, ktore mieszkaja w lesie zaraz obok. Z usmiechem na twarzy zloszcze sie na kosy, ktore nauczyly sie dzwonkow dwoch telefonow i domofonu i wciaz sobie z nas zartuja. Cisze nocna przerywaja krzyki pawia co mieszka u sasiada i lisa, ktory chyba w poszukiwaniu jedzenia zbliza sie do domu, a Bill przegania go jak moze. Jedyne czego mi brakuje to kur i koguta. Bylabym wtedy bardzo szczesliwa, niestety nie ma na nie miejsca ani nikogo kto by o nie dbal gdy jestemy w domu;)



W calym tym zamieszaniu i upale nie mowy na gotowanie wymyslnych dan. Czasu starcza na salatke czy szybki makaron, choc i tak najczesciej na obiad sa kanapki ;) w dodatku banalne, ktore maja nadzieje byc odzywczymi ;)



Focaccia nadziewana

- focaccia
- krem z suszonych pomidorow
- rukola
- suszona szynka
- mozzarella
- pomidor
- szalotka
- bazylia
- oliwa
- ewentualnie sol, pieprz i peperoncino

Focaccie podgrzac w tosterze, na padelni lub w piekarniku przez 15 minut w temperaturze 150 stopni. Przekroic wzdluz. Spod posmarowac kremem z suszonych pomidorow, na to ulozyc reszte skladnikow. Spiac focaccie wykalaczkami i pociac na kawalki. Serwowac natychmiast.

Thursday, May 21, 2009

Cos na pocieszenie

Czekam na dobre wiesci od Beaty z blogu Moja kuchnia i Kasi z Pokrojone doprawione. Jesli chcecie ochronic Wasz blog przed utrata wszystkich danych zapraszam Was na druszlak, gdzie rozwinela sie interesujaca rozmowa. Ja za rada kolegi usunelam chwilowo z bloga wszystkie gadzety, a dzieki wyjasnieniom Bey zrobilam tez na wszelki wypadek kopie bloga. Wole dmuchac na zimne... :( Dziewczyny trzymam kciuki, zeby cala ta sytuacja szybko sie skonczyla :*




Dzis przepisu nie bedzie. Dzis pokaze tylko cos co sprawia, ze usmiecham sie od ucha do ucha, pomimo tych niemilych wiadomosci. Czeresnie! Sa juz czeresnie! W dodatku odkrylam, ze nasza wies to prawdziwe czeresniowe zaglebie z czeresniowym targiem. Tak, to targ gdzie sprzedaja tylko czeresnie ;) I podobno te pierwsze owoce, ktore zaczynaja mniej wiecej 20-dniowy sezon, wcale nie sa najlepsze, to my w trojke plujac pestkami (tak, Bill tez wypluwa pestki ;) spedzilismy cudowne niedzielne popoludnie, ktore na dlugo zostanie nam w pamieci :)

Sunday, May 17, 2009

Strawberry fields forever...



Hmmm, bede was zanudzac... U mnie dalej prym wioda truskawki. I to nie tylko na podniebieniu, bo w myslach, na ipodzie i nawet w samochodzie mam caly czas moja najukochansza piosenke Beatelsow. I choc zawsze gdy ja slysze robie sie bardzo melancholijna to gdy zaczne jej sluchac chce wiecej i wiecej... tak samo jak z jedzeniem truskawek ;)



No ale wrocmy do konkretow;) Jak juz wszystkie osoby ktore do mnie czasem zagladaja pewnie wiedza, mam ogromna slabosc do lodow. Czesto zdarza mi sie jesc je zamiast posilku i jedyna rzecza, ktora z nimi wygrywa sa sezonowe owoce. W tym okresie oczywscie truskawki :) A gdyby tak zrobic truskawkowe lody? Takie baaaardzo truskawkowe? Prosze bardzo:) Nie przyznam sie, ile takich lodow zjadlam ostatnio, bo sie po prostu wstydze ;) Pocieszam sie, ze bardziej zdrowych chyba nie ma na swiecie, a o banalnosci wykonania nawet nie bede wspominac:)



Lody truskawkowe, najlatwiejsze i najzdrowsze na swiecie ;)

- 300g truskawek obranych i umytych
- sok z jednej cytryny
- 1-2 lyzki cukru lub fruktozy (mozna uzyc 1 lyzke syropu z cukru trzcinowego)
- 2 lyzki wody

Z cukru i wody ugotowac gesty syrop. Truskawki wrzucic do blendera. Dodac sok z cytryny, syrop cukrowy i zmiksowac. Dla lubiacych sie zmeczyc: mozna przetrzec mus przez sitko, zeby pozbyc sie pestek ;) Gotowy mus przelac do plastikowych kubeczkow, albo szklanek albo do foremek do lodow. Wstawic do zamrazalnika. Po godzinie wcisnac patyczki do lodow lub plastikowe lyzeczki. Mrozic przez nastepne dwie godziny. Polecam zrobic od razu potrojna porcje (choc i to czesto za malo) ;)